Podczas kiedy niektórzy bawili się w ostatni weekend w kompleksie Małe Dolomity na I Memoriale im. Tadeusza Piotrowskiego i spotkaniu poświęconemu głównie poolskiej, zimowej wyprawie na K2 (ale nie tylko), równolegle w tym czasie, w schronisku w Morskim Oku odbywał się Zjazd Łojantów, w którym osobiście uczestniczyłem.

Zjazd Łojantów to cykliczna, coroczna impreza w środku polskich Tatr Wysokich. Pokolenie wspinaczy lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, stawiających pierwsze wspinaczkowe kroki w Tatrach, by zdobywać później szczyty w Alpach, Himalajach, Hindukuszu i innych górach świata spotyka się tu regularnie od wielu lat. Sama idea tych spotkań powstała w głowie nieżyjącej już niestety Elżbiety Fiałkowskiej, znanej szerzej jako Glajza (tak na marginesie to właśnie z Nią miałem swój pierwszy kurs ściankowy), która wespół z Krzyśkiem Pankiewiczem (też zmarł w 2009 r.), w roku 2000 postanowiła zorganizować Spotkanie Łojantów Lat 70-tych i 80-tych.

Zjazd ŁojantówKrzysztof Pankiewicz z Elą Glajzą-Fijałkowską otwierają Zlot Łojantów, rok 2000, fot.Krzysztof Baran

Skąd zatem ja się tam wziąłem? Pojechałem tam niby tylko ze znajomymi "na godzinę" w sobotę, żeby poczuć tamten klimat i atmosferę. Plan był jednak taki, że w sobotę wieczorem wracam "grzecznie" na noc do Zakopanego. Ostatecznie wyszło całkowicie inaczej- zostałem w Moku na zabawie aż do niedzieli i dawno się tak nie wybawiłem i nie uśmiałem.

Impreza była bardzo huczna aż do samego rana. Wszystko poprzedziła gorąca kolacja- bankiet z czerwonym winem. A potem? Dyskoteka, "śmichy-chichy", ploty, wspomnienia i zabawa bez końca. Nie da się ukryć- przybyło lat, kilogramów czy siwych włosów, niektórych ubyło na zawsze... Zmieniła się też trochę pierwotna formuła- na spotkaniach tych zaczęli się pojawiać zarówno wspinacze młodszej generacji, jak i przedstawiciele pokolenia, które ustąpiło miejsca na tatrzańskiej scenie grupie nazywanej teraz Łojantami. Z czasem zresztą i to pojęcie uległo ewolucji i teraz Łojantem w dniach Zlotu jest każdy jego uczestnik.

W każdą zaś niedzielę po sobotniej zabawowej nocy, tradycją stało się już wspólne zdjęcie. Wszyscy uczestnicy to niezaprzeczalnie prawdziwi "ludzie gór", którzy część swojego życia spędzili na wspinaniu i podróżach. I nawet jeśli teraz już z górami mają wspólnego, nawet gdy rzadko się razem spotykają, podczas choćby tego jednego weekendu potrafią się razem śmiać, żartować, wspominać, rzucać anegdotami na lewo i prawo.

Źródła:
-Internet.

Bartek Michalak